Bieg po marzenia

CITIUS, ALTIUS, FORTIUS – mieszkanka Ożarowa Mazowieckiego MARTA MARKOWICZ

laureatką Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego „Polscy Olimpijczycy Inspirują”*

Miasto i Gmina Ożarów Mazowiecki od lat jest świadkiem sukcesów wielu młodych ludzi, czego przykładem jest zwycięska praca Marty Markowicz, która zajęła zaszczytne III miejsce w Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Polscy Olimpijczycy Inspirują”, za opowiadanie „Bieg po marzenia”.

Pomysłodawcą konkursu jest Poseł na Sejm Tomasz Zimoch, który od 2021 roku inspiruje młodzież do podejmowania prób pisarskich związanych z wielkimi Polakami: poetami, pisarzami czy sportowcami – ogłaszanymi przez Sejm Patronami Roku. Celem Konkursu, poza upamiętnieniem dokonań wybranego patrona, jest popularyzacja twórczości literackiej młodego pokolenia.

Temat tegorocznej edycji „Polscy Olimpijczycy Inspirują” zachęcił młodzież do pogłębienia wiedzy o historii polskiego olimpizmu w szczególnym roku – 100-lecia zdobycia przez polskich sportowców pierwszego medalu olimpijskiego. 27 lipca 1924 roku na VIII Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu drużyna kolaży torowych w składzie: Józef Lange, Jan Łazarski, Tomasz Stankiewicz i Franciszek Szymczyk zdobyła srebrny medal.

Marta Markowicz w swojej zwycięskiej pracy przypomniała fenomen Janusza Kusocińskiego, przybliżyła jego życiorys i w pełni ukazała rangę zwycięstwa genialnego sportowca związanego z gminą Ożarów Mazowiecki. Dla absolwentki szkoły jego imienia oraz mieszkanki miasta, w którym pamięć o wybitnym Olimpijczyku jest starannie pielęgnowana przez kolejne pokolenia, oczywistością było, kto stanie się głównym bohaterem jej opowiadania.

Poniżej zamieszczamy rozmowę Dyrektor Biblioteki Publicznej im. Ireny Zarzyckiej w Ożarowie Mazowieckim Anity Nowińskiej (jurorki konkursu) z Martą Markowicz:

AN: Skąd Twoje zainteresowanie konkursem „Polscy Olimpijczycy Inspirują” – to pasja literacka, czy może sportowa?

MM: Od zawsze uwielbiam pisać i czerpię mnóstwo satysfakcji z tworzenia poruszających tekstów. Sport natomiast fascynuje mnie swoją dynamiką i biografiami postaci pełnych determinacji oraz wytrwałości. Konkurs dał mi możliwość połączenia obu tych zamiłowań, a samo pisanie tej pracy przyszło mi z łatwością i stanowiło świetną odskocznię od codziennych obowiązków i szkolnej nauki. Bardzo cieszę się, że biorąc udział w konkursie i zajmując wśród laureatów wysokie miejsce, mogłam oddać hołd wybitnemu olimpijczykowi, jednocześnie rozwijając swoje umiejętności pisarskie.

AN: Czy ten nieszablonowy pomysł na formę Twojego opowiadania zrodził się zaraz po podjęciu decyzji o udziale w konkursie, czy może wpłynęły na to jakieś czynniki?

MM: Przede wszystkim od początku wiedziałam, że chcę nadać swojej pracy nietradycyjny charakter. Zależało mi na oddaniu emocji, jakie towarzyszyły igrzyskom i chwili sięgnięcia po olimpijskie złoto przez Kusocińskiego, nie zaś przedstawieniu wyłącznie jego życiorysu. Uciekałam zatem od streszczania faktów powszechnie dostępnych w Internecie, na rzecz zainteresowania czytelnika formą mojej pracy. Podczas gromadzenia materiałów, dowiedziałam się m.in. o tym, że relacji dziennikarskiej z Igrzysk w Los Angeles nie było. Postanowiłam wykorzystać zarówno ten fakt, jak i moje zainteresowanie dziennikarstwem, i bazując na spisanych wspomnieniach Kusego oraz polskiej ekipy olimpijskiej, wykreowałam tekst transmisji radiowej z tego biegu. Z jednej strony chciałam, aby moje opracowanie skupiało się na konkretach i faktach z życia Kusocińskiego, ale z drugiej strony szukałam w nim miejsca na moje osobiste doświadczenia, uczucia i przemyślenia. W takiej luźnej formie mogłam sobie na to pozwolić, przy równoczesnym zachowaniu oryginalnego charakteru, mimo wszystko spójnej wypowiedzi.

AN: Dlaczego z tak dużą starannością postanowiłaś oddać w pracy okoliczności i uwarunkowania okresu, w jakim żył Janusz Kusociński, a nie pokusiłaś się o fikcję literacką o pogodniejszym zakończeniu? Ludzie lubią historie z happy endem.

MM: Zależało mi na tym, by w pełni ukazać rangę zwycięstw Kusego, co można zrozumieć dopiero po poznaniu szczególnych uwarunkowań, w jakich przyszło mu dorastać, trenować oraz zdobywać kolejne medale. Obawiam się, że gdybym pokusiła się o fikcję literacką, nie byłabym w stanie tak dobrze przekazać ogromu towarzyszących jego karierze przeżyć – odbiorca nieznający szczegółów mógłby się zgubić w tym, co jest jedynie wytworem mojej wyobraźni, a co faktem historycznym. Poza tym uważam, że mimo wszystko zakończenie nie jest tak ponure. Kusociński co prawda umierał bezbronnie rozstrzelany przez gestapowców, jednak zginął broniąc najważniejszych dla niego wartości i odszedł nie tylko jako wybitny olimpijczyk, ale także jako bohater narodowy – patriota stawiający dobro ojczyzny ponad życie. Zatem także w tej, na pierwszy rzut oka tragicznej historii, możemy odnaleźć szczęśliwe zakończenie, bo przecież pamięć o Kusocińskim jest wciąż żywa i od pokoleń starannie pielęgnowana.

AN: Czy uważasz, że dziś potrzebne jest młodym pokoleniom sięganie do aż tak dawnych czasów i bohaterów minionej epoki?

MM: Jak najbardziej tak! Nie ograniczajmy się tylko do tego, co jest tu i teraz, spójrzmy wstecz. Jeżeli ludzie sto lat temu potrafili odnosić takie sukcesy mimo wojen, światowego kryzysu ekonomicznego, bez odpowiedniego sprzętu czy warunków do trenowania, to my dzisiaj tym bardziej możemy spełniać marzenia i osiągać cele. Mamy XXI wiek, świat rozwija się dynamicznie w każdej dziedzinie życia i obecne pokolenia mają znacznie ułatwioną możliwość samorozwoju, z której powinniśmy czerpać pełnymi garściami. W momentach zwątpienia czy niewiary wracajmy myślami do takich postaci jak Kusy, którzy mimo wszelkich przeciwności losu nie poddawali się i czerpmy z nich inspirację, niech staną się naszymi autorytetami, idolami!

AN: Nie ukrywam, że czytając Twoje opowiadanie byłam bardzo poruszona. Czy sądzisz, że taka forma upamiętnienia wspomnień o mieszkańcu Ożarowa Mazowieckiego wzmocni mentalnie młodzież, rozpali marzenia, zmobilizuje do ciężkiej pracy, przybliżając do sukcesów w sporcie czy innej dziedzinie?

MM: Zdecydowanie tego bym chciała. Gromadzenie materiałów do napisania tej pracy oraz sam proces jej tworzenia taki właśnie miały na mnie wpływ. Chciałabym, aby nie tylko moi rówieśnicy, ale osoby w każdym wieku po przeczytaniu „Biegu po marzenia” poczuły wszystkie te przeplatające się w dziejach Kusego silne emocje. W naszym mieście i gminie pamięć o Januszu Kusocińskim została upamiętniona obeliskiem czy nadaniem jego imienia szkole podstawowej, jednak do tej pory brakowało żywego pomnika stworzonego na jego cześć. Mam na myśli coś, co nie tylko by przypominało o jego istnieniu, ale przede wszystkim rozpalało uczucia i emocje w odbiorcy, poruszało serca tak mocno, by pobudzało do działania. Mam nadzieję, że udało mi się to uchwycić w napisanym tekście i ktoś, tak jak ja, zakocha się w postaci Kusocińskiego, jego determinacji, uporze i wytrwałości, dzięki czemu jeszcze bardziej zapragnie się rozwijać i sięgać wyżej, aż uchwyci największe z marzeń.

AN: W jakim kierunku podążają Twoje myśli, kiedy zastanawiasz się nad następnymi pracami literackimi? Czy będą to eseje, felietony, a może następne dziennikarskie relacje z wydarzeń, których bohaterem okaże się kolejny z naszych mieszkańców?

MM: Z czasem zamierzam sięgnąć po wszystkie z istniejących gatunków dziennikarskich, ponieważ jest to dziedzina najbardziej mnie interesująca. Pragnę się rozwijać w tym zakresie i próbować swoich sił, pisząc teksty na wszelkie tematy. Nie ograniczam się do jednego gatunku czy zagadnienia. Mam już za sobą pisanie m.in. felietonu, sprawozdania, eseju czy artykułów zarówno do gazetki szkolnej, jak i do jednego z internetowych magazynów. Nie zamierzam na tym poprzestawać, ale również nie chcę jeszcze niczego szczegółowo planować. Natomiast odnośnie relacjonowania sukcesów mieszkańców naszej gminy – byłoby to dla mnie ogromną przyjemnością móc pisać o kolejnych młodych talentach z naszego podwórka. Chciałabym, aby młodzież z Ożarowa Mazowieckiego i okolic miała odwagę marzyć, realizować swoje cele i odnosić wielkie sukcesy. Ich osiągnięcia są naszą wspólną dumą, a ja pragnę wspierać moich rówieśników w tych dążeniach. Możliwość ich promowania byłaby dla mnie wyróżnieniem. Opowiadając o ich sukcesach szerokiemu gremium, mogłabym inspirować innych oraz podkreślać potencjał i wyjątkowość lokalnej społeczności. Razem budujemy pozytywny wizerunek Miasta i Gminy Ożarów Mazowiecki, gdzie młodzież ma wspaniałą przestrzeń do rozwoju i spełniania swoich marzeń.

AN: Pięknie to ujęłaś, widać ,że jesteś bardzo związana z rodzinnym miastem. Masz w sobie ogromną dojrzałość, jak na tak młodą osobę, dużą wrażliwość oraz świetny zmysł obserwacji, czyli pakiet niezbędny młodej pisarce. Wobec tego życzę Ci spełnienia życiowych planów i dziękując za rozmowę, jeszcze raz gratuluję talentu oraz zdobycia zaszczytnego III miejsca w Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Polscy Olimpijczycy Inspirują”.

*Dyrektor Biblioteki Publicznej im. Ireny Zarzyckiej w Ożarowie Mazowieckim Anita Nowińska serdecznie dziękuje Państwu Agnieszce i Tomaszowi Zimochom za udostępnienie zdjęć autorstwa Adama Ciereszki.

„Bieg po marzenia” – Marta Markowicz

Transmisja, której nie było…

Drodzy państwo, wczoraj wiceprezydent USA, Charles Curtis, dokonał oficjalnego otwarcia letnich igrzysk w Los Angeles. Uroczystość została przeprowadzona z wielką fetą i nam, radiowym korespondentom, ten widok aż zaparł dech w piersiach. Dziś możemy łączyć się z naszymi drogimi słuchaczami dzięki radiowej Jedynce i bezpośrednio relacjonować sportowe zmagania z ogromnego stadionu Memorial Coliseum. Już zaraz rozpocznie się następna konkurencja. Mamy przepiękną letnią pogodę i ogromną nadzieję, że z dzisiejszą datą – 31 lipca 1932 roku – w historii lekkoatletyki zapiszą się kolejne rekordy. Do biegu na 10 000 metrów ustawiają się zawodnicy, w tym Polak – Janusz Kusociński. Temu wyścigowi przyglądać się będzie 40 tysięcy widzów i 1200 dziennikarzy. Głównymi faworytami do zwycięstwa są Finowie, którzy od 1912 roku nie pozwolili nikomu odebrać sobie złota w tej konkurencji. My jednak kibicujemy Januszowi.

Zawodnicy wystartowali. Wszyscy biegną dość równo. Kusociński nagle wysuwa się na prowadzenie. 1200 metrów za nimi. Polaka wyprzedza Fin – Volmari Iso-Hollo. Nasz zawodnik jednak nie pozwala mu długo cieszyć się prowadzeniem. Po kolejnych dwustu metrach Janusz, czy jak mawiają koledzy – Kusy, znowu prowadzi. Goni go jednak kolega Iso-Hollo – Johannes Virtanen. W tym momencie prowadzi szóstka zawodników, reszta dawno pozostała w tyle. Olimpijczycy właśnie pokonali 3400 metrów. Czołowa trójka osiągnęła znaczną przewagę nad resztą peletonu, a wraz z dwoma utytułowanymi już Finami jest nasz Janusz. Czy Kusemu uda się wytrzymać to tempo, czy pokona Finów? Bardzo byśmy tego chcieli i w tej chwili widzimy na to szansę! Rywalizacja jest zacięta. Panowie idą łeb w łeb. Szósty kilometr biegu, a Virtanen znacznie zwalnia i zostaje w tyle. Fin nie wytrzymuje zawrotnego tempa narzuconego przez Polaka oraz kolegę z reprezentacji. Panowie widząc, jaką zyskali przewagę nad pozostałymi zawodnikami, zwalniają nieznacznie. W tej chwili toczą walkę już nie z czasem, a z samymi sobą. Kusociński dzielnie goni Iso-Hollo. Polak nie poddaje się i na ósmym kilometrze obejmuje prowadzenie. Na widok tej przewagi naszą reprezentację rozpiera duma, widownia szaleje. Czyżby złoto miało pojechać do Polski? Nie pozwólmy jednak oddać się tym marzeniom. Coś okropnego dzieje się z Januszem. Co doskwiera Polakowi? Na jego twarzy widać przerażający ból. Zdenerwowanie wśród naszej reprezentacji jest niewiarygodne. Wszyscy wstrzymujemy oddech. Kusy mimo wszystko kontynuuje bieg. Iso-Hollo wyprzedza naszego zawodnika na 600 metrów przed metą. Ostatnie okrążenie, a Kusociński prężnie biegnie po laur, goni dotychczas niezdobyte marzenia. Czyżby polski zawodnik miał sięgnąć po olimpijskie złoto? Niewiarygodne, Kusy odrywa się od rywala. Niesiony burzą oklasków i okrzyków radości, nie pozostawia złudzeń, że to do niego należy dzisiejsze zwycięstwo. Fin stara się jeszcze go dogonić. Jest bez szans. Kusy 20 metrów od mety jeszcze spogląda za siebie. Będąc już pewnym swego sukcesu, zwalnia. Nogi zaczynają mu się plątać, jednak zmęczenie i ból wypiera duma i radość, jakie malują się na jego twarzy. TAK! MAMY TO! Złoty Janusz przerywa taśmę, ustanawiając nowy rekord: 30 minut, 11 sekund i 4 setne sekundy. Wszystkich ogarnia wielkie wzruszenie! Dzisiejszy dzień – 31 lipca 1932 roku to data godna zapamiętania! Polak przerwał passę fińskich zwycięstw. Jednak w tej chwili nie dopisuje mu szampański nastrój. Zrzuca buty. Cóż za tragedia! Widzimy zakrwawione stopy Polaka. Możemy sobie tylko wyobrazić, jaki straszliwy ból towarzyszył mu w tym biegu… Prawdopodobnie to wina nieodpowiedniego obuwia. Ale co za bohater! Pomimo tak ogromnego cierpienia, nie poddał się. Widzimy na palcach bąble z krwią, na które nie zważając, biegł wiele okrążeń. Ależ jak on gnał, niczym gepard, i na dodatek wygrał! Prawdziwie uskrzydlająca postawa Polaka. Janusz, jakże jesteśmy z ciebie dumni!

Szanowni słuchacze, chwilę po zakończeniu wyścigu już wiemy co dokładnie stało się Kusocińskiemu i z jak piekielnym bólem walczył nasz zawodnik. Jego pantofle były przystosowane do biegania po trawie, a nie po twardej bieżni. Atleta wyznał, że każdy krok odczuwał tak, jakby biegł boso po szpilkach. Upał rozgrzewający stopy tylko pogarszał sytuację. Pomimo tego cierpienia, odebrał gratulacje od rywali i udzielił krótkiego wywiadu. Po natychmiastowej konsultacji z lekarzem Bartenbachem okazało się, jak poważna krzywda stała się polskiemu reprezentantowi. Aby nie pogorszyć swojego stanu, Janusz nie będzie mógł wystartować w żadnym kolejnym biegu przez przynajmniej tydzień. Ostatkiem sił jednak wyszedł ponownie na stadion i stanął na podium między Finami, by ceremonialnie odśpiewać Mazurka Dąbrowskiego. Na olimpiadzie po raz pierwszy wciągane są na maszt flagi zwycięskich krajów. Kusociński widząc powiewającą biało-czerwoną, z trudem powstrzymuje łzy szczęścia napływające mu do oczu.

W tym miejscu żegnamy słuchaczy z kraju nad Wisłą, aby wspólnie z najbliższymi mogli celebrować tę niesłychaną radość z triumfu Polaka.

   ________________________________

Spisane wspomnienia polskiej ekipy olimpijskiej z 1932 roku, w tym także samego Janusza Kusocińskiego, wymalowały w mojej wyobraźni obraz jednego ze wspanialszych wydarzeń sportowych – letnich igrzysk w Los Angeles. Tego lata żaden z kibiców w kraju nie usłyszał przez radio utalentowanego w dziedzinie lekkoatletycznej komentatora – Wojciecha Trojanowskiego. Bezpośredniej relacji z wydarzeń na stadionie Memorial Coliseum nie było! Stworzoną we współczesnej formule inscenizację transmisji dedykuję wszystkim fanom sportu minionego wieku, którzy wówczas nie mieli szansy łączyć się duchem i przeżywać tak wspaniałych emocji z reprezentującymi Polskę sportowcami. Niestety, krach na Wall Street wywołał światowy kryzys ekonomiczny, którego skutki odcisnęły piętno na każdej sferze życia – także sportowego. Polskę było stać na wysłanie do USA jedynie dwudziestu zawodników i dodatkowo dziewięciu członków ekipy. Środków brakowało na wszystko, począwszy od odpowiedniego stroju dla sportowców, na gaży dla dziennikarzy kończąc. Cisza w eterze Polskiego Radia doprowadzała do furii kibiców, którzy głęboko rozżaleni masowo pisali skargi do redakcji. W tym okresie radiowa Jedynka nadawała audycje tylko z nielicznych imprez, a w późnych godzinach wieczornych publikowała wyniki wydarzeń sportowych minionego dnia.

Przeznaczenie

Kim jednak jest debiutant Igrzysk Olimpijskich i jaka droga doprowadziła go do tego sukcesu? Zgłębiając biografię Kusego, dowiadujemy się, że młody chłopak bał się swojego ojca, który był zdecydowanym przeciwnikiem sportu. Zależało mu bowiem na odpowiednim wykształceniu najmłodszego syna. Janusz nie podzielał jego zdania i nie kwapił się do nauki. Wolał poświęcić ten czas największej pasji, jaką był sport. Swoją karierę rozpoczął od piłki nożnej, która była jego pierwszą prawdziwą miłością. Trenował w siedmiu klubach sportowych, od Pretorii i Sparty, przez m.in. Ożarowiankę, aby finalnie móc znaleźć się w kręgach Warszawianki. Natomiast przygodę ze sportem indywidualnym można rzec, że zesłał mu los. Pewnego dnia na zawodach lekkoatletycznych, na których pierwotnie Kusy był jedynie kibicem, zabrakło jednego biegacza i został on poproszony o wystąpienie w zastępstwie. Bez żadnego przygotowania stanął na starcie wraz z innymi uczestnikami, a fakt, że jako pierwszy przeciął linię mety w biegu na 800 metrów, nakreślił mu ścieżkę dalszego rozwoju. Pod swoje skrzydła przyjął go estoński trener Aleksander Klumberg, który przygotował Januszowi indywidualny interwałowy plan treningowy. Zaufanie młodego mężczyzny do swojego mentora i jego ciężka, wytrwała praca, nieskończone ambicje i determinacja bardzo szybko przyniosły oczekiwane efekty. Jeszcze przed wyjazdem do Stanów zdołał pobić dwa rekordy świata – w biegu na 3000 metrów oraz na 4 mile.

Dalsze sukcesy Złotego Janusza

Jak wyglądał rozwój kariery sportowej Kusego po wygranej w Los Angeles? Jeszcze w tym samym sezonie co historyczne zwycięstwo olimpijskie, Kusy ponownie rywalizował z Iso-Hollo. Prosto z Helsinek nadeszła prośba o rewanż, a Iso zapowiedział, że będzie on „srogi”. Mimo przeraźliwego zmęczenia i wciąż niewyleczonych urazów, Polak nie mógł odmówić. Rywalizacja była bardzo zacięta, a Janusz ponownie zapewnił ogrom emocji wszystkim obecnym wówczas kibicom, wygrywając wyścig i ustanawiając kolejny rekord. Niestety, dalsze losy wybitnego sportowca nie były dla niego już tak pomyślne. Wciąż startował w zawodach sportowych, jednak odnawiająca się kontuzja kolana musiała zakończyć się operacją usunięcia zwyrodniałej łękotki. Podczas leczenia i rehabilitacji Kusociński miał czas i możliwość uzupełnić wykształcenie, m.in. zdać maturę i rozwinąć umiejętności redaktorskie pisząc do Kuriera Sportowego. W 1938, rok po powrocie na bieżnię, ponownie wystartował w mistrzostwach Polski i zajął tym razem drugie miejsce. Natomiast to następny rok wprawił wszystkich w ogromny podziw, gdyż Kusy triumfalnie powrócił w kręgi międzynarodowych mistrzów, dwukrotnie poprawiając rekord w biegu na 5000 metrów w Helsinkach i potem w Sztokholmie.

Non omnis moriar

Status Kusego zmienił się z dnia na dzień, kiedy to o świcie 1 września 1939 roku pierwsze niemieckie bomby spadły na Warszawę. Z człowieka, o którym prawie codziennie pisała prasa, stał się jednym z obrońców stolicy. Jeszcze przed wojną, na skutek ciężkiej kontuzji kolana, podczas kwalifikacji wojskowej Kusociński otrzymał kategorię D oznaczającą jego niezdolność do służby. Z chwilą wtargnięcia okupanta na ziemie polskie, zgłosił się na ochotnika do wojska jako kapral rezerwy. Wartości patriotyczne wyniósł z domu rodzinnego. Jego starsi bracia – Zygmunt i Tadeusz – zapłacili najwyższą cenę za działalność niepodległościową. Janusz poszedł w ich ślady i odznaczając się niezwykłą odwagą, a wręcz brawurą, walczył w obronie Sadyby i Okęcia. Po wyjściu ze szpitala, gdzie był operowany na skutek odniesionych ran, dowiedział się, że został odznaczony Krzyżem Walecznych za swoją niezłomną postawę podczas wrześniowej obrony Warszawy. W drugiej połowie grudnia tego samego roku wstąpił w szeregi konspiracyjnej Organizacji Wojskowej „Wilki”. Przyjmując pseudonim „Prawdzic”, został mianowany kierownikiem komórki wywiadu.

Jednak w każdej chwili należało spodziewać się aresztowania za działalność przeciw okupantowi. Tak też się stało 28 marca 1940 roku. Rozpoczął się ostatni bieg Kusego… Gestapowcy zaatakowali go w bramie domu, gdy ten wracał z pracy. Po zatrzymaniu był przetrzymywany i izolowany w pojedynczych celach na Rakowieckiej, al. Szucha i na Pawiaku, gdzie poddawano go torturom. Prowadzone niemal trzy miesiące śledztwo nie przyniosło Niemcom żadnych informacji od Kusocińskiego. Za swe milczenie płacił cenę ogromnego cierpienia, zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Wszelkie katusze i głodzenie nie miały wpływu na zeznania olimpijczyka. Mając obite płuca, nerki i wybite zęby powtarzał uparcie „niczego się ode mnie nie dowiecie”. I rzeczywiście, nigdy nie wydał żadnego ze swoich kolegów, wykazując się odpowiedzialnością i lojalnością wobec towarzyszy broni. Kusy zawsze wytrwale trzymał się swych postanowień. Nieważne co się działo, on wciąż pozostawał nieugięty. 21 czerwca 1940 roku wraz z pozostałymi osadzonymi został przewieziony ciężarówką na polanę w Palmirach. Rozległy się strzały. Kusy w towarzystwie współwięźniów ukończył swój ostatni wyścig… niestety nie dobiegając do mety. Hitlerowcy rozstrzelali swoje ofiary i pogrzebali w zbiorowej mogile. Wielki Olimpijczyk – Janusz Kusociński jednak nie umarł! Triumfował przez lata, pokonując rywali na bieżni. Jak feniks z popiołów powstanie pamięć o Kusym, który nie pozwolił okupantowi zabić swego mężnego ducha. Uporem, wytrwałością, odwagą i przede wszystkim miłością do tego, czego się podejmował udowodnił, że duch zwycięzcy jest potężniejszy niż śmierć!

Nie tylko „poruszyciel” serc

Fenomenem jest to, na jak wielu płaszczyznach życia codziennego postać Janusza Kusocińskiego może inspirować nie tylko sportowców biorących udział w memoriałach jego imienia, poetów, autorów książek i reżyserów przedstawiających dzieje biegacza w swoich pracach, ale także nas wszystkich. Dzieła, jakie powstały ku jego pamięci dowodzą, że budzi on emocje, ale też motywuje do twórczego, kreatywnego działania. Jako absolwentka szkoły noszącej jego imię, już we wczesnym dzieciństwie poznałam sylwetkę naszego olimpijczyka. Od najmłodszych lat uczę się od Kusego przede wszystkim wytrwałości, niezłomności, ale także patriotyzmu. W swojej małej ojczyźnie, jaką jest moje rodzinne miasto angażuję się w inicjatywy społeczno-kulturalne, aby w każdej wolnej chwili aktywnie uczestniczyć w działaniach użytecznych dla drugiego człowieka. Zaś w momentach słabości, zwątpienia czy niewiary przywołuję wspomnienie o Kusym, młodym chłopaku dążącym do postawionego sobie celu – biegnącym bez względu na okoliczności, do ostatniej kropli potu, do ostatniej kropli krwi, ostatniego oddechu! Ze względu na to, jak wewnętrznie bliską i ważną postacią w moim życiu jest właśnie Janusz Kusociński, prawie każde przywołanie jego postaci podczas wydarzeń mu poświęconych wywołuje u mnie wzruszenie. Także kiedy pochylam się nad wierszami Los Angeles 1932 autorstwa Jerzego Kiersta, czy Pamięci Janusza Kusocińskiego Tadeusza Kubiaka, z moich oczu płyną łzy. Według mnie postawa biegającego bohatera Polaków współcześnie jest zbyt mało spopularyzowana. Stąd pragnę zaprezentować szerszemu gremium tę genialną osobowość, gdyż ofiarą ze swojego życia pokazał, że zwycięzcą powinno się być nie tylko na stadionie.

Przedstawiając sylwetkę Kusego, chciałam przybliżyć obraz naszego olimpijczyka na tle szerszym niż tylko sportowe. Ważne jest bowiem pokazanie historycznych oraz geopolitycznych uwarunkowań, w jakich odbywały się igrzyska w Los Angeles, aby w pełni ukazać rangę zwycięstwa tego wyjątkowego sportowca. Po ponad stu latach niebytu Polski na mapach świata, z niebagatelnym udziałem USA, odzyskaliśmy niepodległość. Pojawiła się szansa pokazania na forum międzynarodowym, że nasz naród nie stracił ducha walki, że ma swoje ambicje i utalentowaną młodzież. Determinacja, niezłomne dążenie do pokonywania nie tylko wewnętrznych barier swojego organizmu, ale także walka z zewnętrznymi przeciwnościami sprawiły, że Janusz Kusociński dobiegł do mety, ustanawiając nowy rekord świata. Na maszt wciągnięto flagę Polski – to także odcisnęło piętno na psychice naszego zawodnika, który poczuł, jak każda jednostka bierze odpowiedzialność za budowanie patriotyzmu w odradzającym się społeczeństwie. Nie wybierał on czasów, w jakich przyszło mu żyć, nie skarżył się, ale wiedząc, że ma wpływ na to, jaki pozostawi po sobie ślad, tworzył wspomnienia. Te stały się pomnikiem jego pamięci – praktycznym podręcznikiem, z którego możemy dziś korzystać, odnosząc nowe sukcesy sportowe dla dumy i radości młodych pokoleń.

Skip to content